Po maratonie na Wyspach, który trwał od Boxing Day, aż do Nowego Roku, delikatnie zwolniliśmy tempo. Z rozgrywkami ligowymi oczywiście, nie z futbolem.
To, że puchary na taśmach omijamy szerokim łukiem jak Kajetanowicz, to rzecz jasna i nie wymaga dodatkowego komentarza. Ale to, że puchary lubimy oglądać, to chyba widać gołym okiem. Często, gęsto te „słabsze” zespoły potrafią napsuć krwi filarom ligi. Marki wypuszczają drugi garnitur z racji rozgrywek na kilku frontach, wiadomo rotacja, a Ci skazani na pożarcie wypuszczają chłopaków, którzy czasami kończą etat o 2 po południu i z gajerka (wcale nie drugiego) w dresik i poszedł na mecz. Dla tych pierwszych to rutyna i trzeba uważać, żeby nie narobić wstydu na swoim podwórku, dla tych drugich bardzo często to spełnienie marzeń, bądź po prostu najczystsza w świecie sportowa rywalizacja, honor i pokazanie wszystkim, że pieniądze nie grają. Oczywiście nie jest tak zawsze, nie wrzucam wszystkich do jednego worka, ale myślę, że jak ktoś miał kiedyś romans z futbolem, nawet na podwórku jak „starszyzna” kopała Feveronovą na betonie, to wie o co chodzi. Poza tym nie ma co czarować jak co drugi portal, gazeta i profil na Facebooku, futbol to biznes, do barw przywiązania nie ma i to jest akurat przykre. A jeżeli w dzisiejszych czasach są wyjątki to trzeba je pielęgnować jak pierwszą koszulkę z targu Raula, Zizou, Becksa, Baggio, Nedveda, Luís Nazário de Lima, Del Piero, Figo, Van Bastena, słynnego Pippo i mógłbym tak do jutra. Tak po prostu. Także puchary mają coś w sobie. Potrafią wypromować młodego chłopaka, „zniszczyć” całą prace na siłowni wrzuconą na instagramy gościa o wartości większej niż hipoteka w Polsce (oczywiście przelicznik w Euro), puchary potrafią zmusić kibiców do L4 nie tylko u pracodawcy, potrafią również zaskoczyć hokejowymi wynikami, albo najzwyczajniej w świecie nas zanudzić, ale i tak obejrzymy, nawet jeżeli to gierka o koperek. Ale wracamy do tego, co lubimy najbardziej. Premier League proszę Państwa. Przed nami 22 odsłona angielskiej ekstraklasy, a w niej klasycznie smaczki, których na weekendzie ominąć po prostu nie możesz. A jak weekend i futbol na Wyspach to nie pozostaje nam nic innego jak uderzyć w puchara i lecieć z tematem!
Z pewnością spotkaniem, którego ominąć nie możemy jest mecz rozgrywany na Selhurst Park. W tym sezonie Orły nie latają wysoko. Wręcz mógłbym zaryzykować stwierdzeniem, że ciężko się ich ogląda, ale jak na ich grę, zajmują solidną 9 lokatę po 21 gierkach. Jakby tak zerknąć na zwycięstwa, remisy oraz porażki to jest dobrze u chłopców Roya Hodgsona. 7,7,7 grasz czy klękasz? Orły nie klękają, będą grać i bronić swojego gniazda. Gniazda, które będzie atakowane w najbliższy weekend przez Armatki. Na SP przyjeżdża ekipa Kanonierów, którzy z Mikelem Artetą na ławce trenerskiej mogą jeszcze namieszać. Przynajmniej tak to wygląda w pierwszej połowie meczów, kiedy jeszcze mają siłę, trzymają się taktyki i każdy gryzie trawę jak na ich przydomek przystało. To, że brakuje kondycji widać gołym okiem, ale to jak zmiana nazwiska na ławce trenerskiej może wpłynąć na relacje w zespole, tym bardziej. Ale znakomitego Artete będziemy oceniać po sezonie, także póki co skupmy się na grze. Arsenal. I co tu dalej napisać? Że przyjeżdża ligowy średniak walczyć z drugim ligowym średniakiem? Może trochę za oschle. Więc spróbuję raz jeszcze, może trochę to nakręci was przed najbliższą kolejką na Wyspach. Na Selhurst Park proszę Państwa przyjeżdża Arsenal, który w starciu z Crystal Palace z pewnością nie odpuści. Mimo słabego do tej pory sezonu Kanonierów, pojedynku tych dwóch ekipy ze stolicy Anglii ominąć po prostu nie możesz. Aktualnie 9 i 10 drużyna angielskiej ekstraklasy już nie raz w przeszłości udowadniała nam, że mecze z nimi to ciężki kawał chleba. Jak będzie tym razem? Arsenal nabity po zwycięstwie nad Manchesterem United, CP dwa remisy pod rząd z Norwich i Soton, derbowe spotkanie, tam może się wydarzyć dosłownie wszystko! Chyba lepiej. Mam taką nadzieję. Crystal Palace – Arsenal, sobota, godzina 13:30.
Drugim starciem podczas 22 kolejki Premier League, które jest wręcz obowiązkowe na planie jazdy, to mecz Lisów ze Świętymi. Aktualny wicelider podejmować będzie na swoim podwórku drużynę z Janem Bednarkiem w linii obrony. Jak wygląda to w liczbach? Leicester po 21 meczach ma na swoim koncie 45 punktów. 14 wygranych, 3 remisy i 4 porażki. Bilans bramek 46:19, przed sobą zespół z miasta Beatlesów, za plecami Obywatele z Pepem Guardiolą na ławce trenerskiej. To może robić wrażenie, naprawdę. Lisy w tym sezonie grają jak za sezonu mistrzowskiego, bez kompleksów, z głową i serduchem na murawie. Mr Rodgers nie tylko niesie ze sobą wyniki, ale ewidentnie potrafi zapanować nad szatnią i wdraża atmosferę, której mogą pozazdrościć pozostali rywale z ligi. The Foxes tracą do lidera 13 oczek. Patrząc poprzez pryzmat tego sezonu i tego, co wyprawiają chłopcy Jurgena Kloppa, jest to przepaść. Ale dopóki piłka w grze… i tutaj kończyć raczej nie trzeba. Jak wygląda to ze strony Świętych? Fatalny początek sezonu, szuranie piętą po strefie spadkowej, aż nagle 23 listopada 2019 roku przytrafił się mecz na Emirates, w którym wyciągnęli punkt z północnego Londynu. Następnie zanotowali dwa zwycięstwa pod rząd z Norwich oraz Watford przed swoją publicznością. Później były dwie porażki, jedna away St James’ Park, druga na swoim podwórku z Młotami. A następnie zdobyli 13 punktów na 15 możliwych, w czym zaliczyli wygrany mecz z Chelsea na St Mary’s Stadium. Ewidentnie są na fali wznoszącej. Ostatni pojedynek pomiędzy Leicester a Southampton zakończył się wynikiem… 0:9 dla Lisów. Ale było to 25 października 2019, w momencie kiedy Święci nie balowali w nie… w Premier League. Także szykuje się arcyciekawy pojedynek, dwóch drużyn, które idą po swoje, a pikanterii dodaje nam fakt, że Soton zdecydowanie ma coś do udowodnienia!
Ostatnim meczem, o który zahaczę w tym felietonie jest starcie zespołów, które grają w piłkę, którą kochamy oglądać. I mimo paru kontuzji w jednym z obozów piłkarskich, mecz ten w żaden sposób nie traci na swojej wartości. Dwa filary ligi angielskiej, dwie wielkie marki mające fanów w całej Europie i na całym świecie, dwa kluby, których nikomu nie trzeba przedstawiać. Przed nami starcie The Special One z Mr Kloppem. Przed nami starcie Tottenhamu z Liverpoolem! Jak to wygląda w tabeli? The Reds wiadomo na topie, 19 wygranych, 1 remis, 0 porażek… chapeau bas! Spurs? 8 wygranych, 6 remisów, 7 porażek, bilans bramek 36:30, aktualnie 6 miejsce w tabeli. Co należy wziąć pod uwagę? Mecz ten będą grać w Londynie to po pierwsze primo, a Koguty w rozgrywkach ligowych z The Reds lubią grać u siebie. Na 3 ostatnie mecze w stolicy Anglii zgarnęli 4 punkty na 9 możliwych. Ostatnie starcie pomiędzy tymi zespołami zakończyło się wynikiem 2:1 dla Liverpoolu. Jak będzie tym razem? Nie trzeba być jasnowidzem by stwierdzić, że bukmacherzy w roli faworyta stawiają na zespół z północy, nie mylić z północnym Londynem. Jednak naprzeciwko siebie stają w tym momencie dwie silne osobowości i zarówno jednej jak i drugi, tak po prostu nie odpuści. Co się z tym wiąże? Starcie na najwyższym poziomie, które czeka na nas już w najbliższą sobotę o godzinie 18:30!