Gdy w 2017 roku Mateusz Klich trafił do Championship, ówczesny trener Leeds Mr Christiansen nie widział w Polaku gościa, który będzie rządzić i dzielić w jego zespole. Zwolnienie trenera, wypożyczenia, gra w Holandii, powrót z Utrechtu, zatrudnienie Marcelo Bielsy, sezon 2018/19 i gierka od dechy do dechy, czytaj występ we wszystkich ligowych meczach… plus 10 bramek na koncie… to każdy zna, a przynajmniej powinien jeżeli śledzi rozgrywki na Wyspach. Ale do rzeczy. Leeds po szesnastu latach bujania się po zapleczu, wjeżdża z buta na Anfield, gdzie rozgrywa swoje pierwsze spotkanie w Premier League w sezonie 2020/21. I Mati pokazał jak w to się gra.
12/09/2020 chłopcy z Elland Road meldują się w mieście Beatlesów. Pierwszy gwizdek 18:30 i zaczyna się spektakl. Oczywiście spotkania streszczać nie będę, bo nie miałoby to najmniejszego sensu jak ostatnimi czasy oglądania poczynań i stylu gry naszej kadry, ale meczu, w którym pada 7 bramek, a jedną z nich strzela Polak, który był rewelacją podczas sezonu dającego awans do elity ekipie Bilesy, po prostu ominąć bez słowa nie można.
Jedyne do czego można się przyczepić jak swego czasu 4 miejsce Kanonierów, to po prostu braku kibiców. Slogan „Football without fans is nothing” coraz częściej daje się we znaki, coraz częściej widoczny jest na koszulkach na ulicach, ale przede wszystkim, coraz więcej o tym się mówi. Piłka nożna dla kibiców, tyle. Ale do rzeczy. Po takim meczu jak wczoraj, nie wiem ile wytrzymamy jeszcze bez otwartych stadionów na Wyspach. Jeżeli przez te 90 minut chciałeś wejść gdzieś tam do telewizora i poczuć atmosferę bo ciary przed odbiornikiem Ci nie wystarczały… to tak, to jest najlepsza reklama tego sportu, tej ligi i żadna armia PRowców nie jest tutaj potrzebna.
Pierwsza bramka w 4 minucie spotkania, dużo ofensywnej gry, parę błędów w defensywie, harówa w środku pola, dwa wapna, Mr Salah w akcji, ale przede wszystkim… gol Mateusza Klicha!
66 minuta, Helder Costa daje kule, a Klich robi swoje i strzela bramkę w swoim debiucie w Premier League! Strzela bramę mistrzowi Anglii! Czy można lepiej wyobrazić wejście do klubu, na który mówią Premier League, a wjazd wcale nie jest z listy FB Free? Z przymrużeniem oka oczywiście.
Niby można, bo ostatecznie Leeds ten mecz przegrało tracąc gola w końcówce spotkania, ale bramki Klichowi nikt nie zabierze. Ba, to że The Peacocks przegrali te spotkanie, nakręca bardziej do tego by ich oglądać w następnym starciu bo rozegrali naprawdę solidne 90 minut. A Pan Piłkarz Klich?
Był wszędzie. Środek pola, gra w trójkącie, skrzydełka, pole karne przeciwnika oraz pod swoją bramką, by pomóc kolegom. Robił to co do niego należało. Łączył te strefy, które musiał scalić by maszyna Bielsy odpaliła i dzielił te miejsca, które powinny zostać rozdarte. W skrócie? Tak w to się gra.
I chociaż było parę niedociągnięć w linii obrony, tak następny mecz Leeds będzie oglądany bank szwajcar i jest to po prostu pozycja obowiązkowa. Dożyliśmy czasów, w których możemy oglądać na angielskich boiskach Polaka, który rządzi i dzieli. Rozgrywającego, który mocno utożsamia się z klubem, a swoimi zagrywkami pokazuje, że nie ma tutaj żadnego przypadku i jest rozgrywającym przez duże R, na którego po prostu czekaliśmy. Tak Panie Klich, jak otworzą stadiony biorę ładowarkę i kartę i obieram kierunek Elland Road.