Kategorie
Premier League

Po starciach na arenie międzynarodowej czas by pokazać się na swoim podwórku.

Po starciach na arenie międzynarodowej czas na powrót na osiedle, gdzie każdy każdego zna na wylot. No chyba, że przyjeżdża ekipa z innego podwórka i kończy się głaskanie po plecach i zbijanie piątek, przynajmniej podczas zawodów…

Przed nami weekend. Cały weekend, cała sobota, niedziela. Nic nadzwyczajnego. Tak ten świat się kręci. Trzeba odbębnić swoje od poniedziałku do piątku by móc w weekend odpocząć (nie każdy, pozdrawiam pracujących), wyjść wieczorem, wziąć łyka zimnej piany z koleżką, w stosunku którego łaciny nie żałujesz, ale za którego w razie w, to polecisz w ogień. Rozumiesz? Podobne przełożenie ma to w zawodach sportowych, nie ważne w jakiej dyscyplinie, czy mówimy o pływaniu, szachach czy rzucie młotem. Z jednej strony gryziesz przysłowiową trawę, są emocje, nerwy, nie odstawiasz nogi, z drugiej strony jest wzajemny szacunek. Dlaczego o tym piszę? Godzina 13:30, Stamford Bridge i wszystko jasne. Przed nami 27 kolejka Premier League, a w nią… w nią wjeżdżamy z buta i kto urzęduje w stolicy Anglii to wielkie zazdro i pozytywna „piona” bo akcja na Fulham Road zapowiada się iście emocjonująco!

Jak już wspomniałem wcześniej, z futbolu na arenie międzynarodowej, wracamy na krajowe podwórko. A dokładnie to nie muszę mówić gdzie, bo to chyba oczywiste. Liga Mistrzów? Meczu Atletico nie oglądałem mimo obecności angielskiej drużyny, także mundrzyć się nie będę na podstawie skrótów, co uprawia co drugi portal wciskając papkę dokładając przy tym kalkę jak koleżanki przed imprezą (wszystkie takie same), ale myślę, że pojedynek na Signal Iduna Park był warty tego by puścić bokiem starcie wyjazdowe The Reds. Wprawdzie podczas pierwszej połowy na SIP można lekko było przyciąć komara (oczywiście przed telewizorem), tak podczas drugiej… mieliśmy definicję futbolu w najlepszym wydaniu. Streszczać spotkania nie będę bo kto oglądał ten wie, że mieliśmy nie tylko piękne bramki, walkę i sprint na 60 metrów jednego z norweskich piłkarzy. Ale dlaczego na blogu, na którym znajdziecie felietony mojego autorstwa o Premier League, piszę o Champions League? League, League, idzie połamać język wiem. Dlatego, że w środowy wieczór na Tottenham Hotspur Stadium przyjechała drużyna, która dała myślę nam wszystkim, niezależnie od upodobań klubowych i barw, które zarzucamy na barki w weekendy, dała nam wszystkim dawkę solidnego, niemieckiego futbolu. Wprawdzie Niemców w podstawowej jedenastce było tylko trzech w postaci Pana Klostermanna, Halstenberga oraz Timo Wernera, ale mamy 2020 rok. W dzisiejszych czasach coraz rzadszym widokiem jest budowanie kręgosłupa i trzonu drużyny na zawodnikach o narodowości tej samej co liga rodzima, ale o tym może innym razem bo jest to ciekawy temat do rozwinięcia, także notuje sobie i kiedyś przed Facebooka zaproszę do przeczytania moich wypocin. Ale do rzeczy bo schodzimy z toru. Dlaczego o tej LM? Bo grał Tottenham. A co to ma do 27 kolejki Premier League? To, że w meczu otwarcia kolejnej odsłony angielskiej ekstraklasy będzie grać Tottenham. I to z nie byle kim, tylko czeka ich wycieczka na Stamford Bridge! Także przed nami derby Londynu proszę Państwa! Co warto wspomnieć przed meczem. Ostatnie spotkania obu zespołów do najlepszych nie należały. O ile w przypadku Chelsea można mówić o pewnego rodzaju pechu (sytuacja pierwszej strzelonej bramki przez Zoumę, która została cofnięta i zdecydowanie podcięła skrzydła The Blues), tak o spalonym Giroud? No nawet jeżeli jest to 4mm to jest to spalony, więc dyskutować tu nie ma co. Była walka, ale szybka dwójka od Czerwonych Diabłów i zjazd do bazy. Wcześniej remis z Leicester, a jeszcze wcześniej remis z Arsenalem i porażka z Newcastle. Czy można mówić o kryzysie zespołu Franka Lamparda? Osobiście uważam, że nie. Ale co na to fani The Blues? Z chęcią poczytam komentarze. Ale wracając do meczu. Chelsea podejmować będzie na swoim podwórku zespół The Special One, Tottenham. To, że Portugalczyk jest specem od przeróżnych taktyk, a jego układ nerwowy jest praktycznie wyłączony o czym świadczą wypowiedzi przed kamerami czy zachowanie na stadionie (nie licząc machania rękami jak się trzeba spruć do sędziego), o tym wiemy. Ale odpowiedzieć na pytanie, w której minucie spotkania zaskoczy na Stamford? Jest ciężko. Jest ciężko bo z Lipskiem nie zaskoczył. Tottenham po prostu był gorszy. Mieli sytuacje, Gulacsi zbijał futbolówkę parę razy na rzuty rożne, ale kontrolowali to spotkanie. A co do sytuacji  Spurs w lidze. 11 zwycięstw, 7 remisów, 8 porażek. Bilans bramek: 43:34. 40 punktów w kieszeni i 5 miejsce w tabeli. Chelsea? By nie zasypywać Państwa liczbami napiszę tylko, że zajmują aktualnie 4 pozycję w lidze i mają punkt przewagi nad swoim najbliższym rywalem. Czy Jose Mourinho rozpracuje swojego byłego pracodawcę i wywiezie punkty ze Stamford? Czy może Frank Lampard stanie naprzeciwko The Special One i oczywiście po miłym przywitaniu pokaże pazura i udowodni, że pod jego skrzydłami nauczył się szybko boiskowego i trenerskiego cwaniactwa? Na te pytania odpowiemy sobie w sobotnie popołudnie, ponieważ teraz jest to naprawę ciężkie do przewidzenia. Bukmacherzy na Wyspach w roli faworyta stawiają na zespół z niebieskiej części Londynu, podkreślając brak podstawowych ogniw w składzie Portugalczyka, podpierając to wszystko ostatnim występem Spurs. Ale dopóki piłka w grze… A gra ta rozpocznie się już o godzinie 13:30!

Drugim spotkaniem, które czeka na nas z otwartymi bramami na stadionie (oczywiście jeżeli macie wejściówkę) jest mecz rozgrywany na King Power Stadium. Miejscowe Lisy podejmować będą na swoim podwórku niebyle kogo bo zespół Obywateli. Ostatnie wydarzenia, które miały miejsce w obozie Pepa Guardioli z pewnością odbyły się szerokim echem w świecie futbolu, a tym samym wśród fanów Premier League. Wyrzucenie z Ligi Mistrzów, kary finansowe, być może degradacja do niższej ligi. Mam swoją teorię na ten temat, ale uważam, że nikogo to za bardzo nie zainteresuje. Summa summarum nie ma co się srać, tylko trzeba grać i robić swoje. Bardzo spodobała mi się wypowiedź trenera The Citizens, który użył takich słów jak:

„ Even if they put us in league two, I will still be here.”

Budujące, nie powiem. Czy ma za swoimi plecami prócz znakomitych piłkarzy, przyjaciół i kolegów z roboty armię PRowców, którzy czuwają nad każdym jego ruchem i wypowiedzianym słowem? Nie wiem, ale to nie jest istotne. Nawet jak nie dotrzyma słowa, pamiętać będzie kilku, a jak kiedyś będą wyciągać w razie w brudy, było minęło, czysty biznes. Ale jeżeli dotrzyma słowa to zyska szacunek wśród sympatyków Manchesteru City, najbidniej taki, na jaki pracowało się na osiedlu w latach 90’. Na tu i teraz wypowiedział słowa bardzo budujące i uważam, że dobrze w to gra nie tylko na murawie. Ale przed Pepem starcie z The Foxes, którzy gonią ich i siedzą Obywatelom na ogonie. Sytuacja w tabeli top3 wygląda następująco. Pierwsze miejsce po 26 kolejkach zajmuje maszyna z miasta Beatlesów i więcej nie trzeba pisać nic, po prostu. Drugie miejsce zajmuje Pep Guardiola ze swoimi żołnierzami z Etihad, natomiast za nimi są właśnie wcześniej wspomniani The Foxes. Najbliższe spotkanie z punktu widzenia tabeli bardzo ważne dla obu zespołów. W przypadku zwycięstwa Lisów, zniwelują 4 punktową przewagę by umocnić swoją pozycję w top4. Ale jak to wyglądało w przeszłości? Ostatnie 3 starcia pomiędzy tymi zespołami to dwa zwycięstwa Man City oraz jedna wygrana Leicester, na swoim stadionie w 2018 roku (2:1). Jak będzie tym razem? City mają coś do udowodnienia po porażce z United i Tottenhamem. Mimo wygranej z zespołem Łukasza Fabiańskiego (przełożone spotkanie, które miało miejsce w zeszły wtorek). Mają coś do udowodnienia i tego meczu nie odpuszczą. The Foxes? Grają na swoim podwórku, przed swoją publicznością także czego można chcieć więcej. Punktów co najwyżej, bo na ostatnie 3 spotkania zdobyli zaledwie 2 punkty po remisach z Wolves oraz Chelsea. Brama Vardy/Aguero ewentualnie BTTS? Myślę, że bardzo prawdopodobny scenariusz bo nikt tu broni składać nie będzie.
Leicester – Manchester City, sobota, godzina 18:30, King Power Stadium, do usłyszenia na łączach!

W niedzielę natomiast czeka na nas taki smaczek jak starcie Arsenalu z Evertonem. Kanonierzy od momentu przejęcia klubu przez Mikela Artetę grają naprawdę solidnie. W wywiadach czuć energię i pozytywne myślenie, chęć wykonania tytanowej pracy. Na murawie? Może nie do końca słowa mają przełożenie na wysublimowane akcje, strony przez całe bojo i bramki, ale nie trzeba być mędrcem z kosmosu by wiedzieć, że wielkie plany potrzebują po prostu czasu i tego czasu się nie oszuka, nie jak z byłą w centrum, to dwie różne ligi, z przymrużeniem oka oczywiście:). Arsenal na swoim podwórku podejmować będzie Everton, który aktualnie znajduje się na 9 pozycji w tabeli, jedno miejsce przed Kanonierami. Ostatnie wyniki The Toffees mogą napawać optymizmem. Wygrana z Crystal Palace 3:1, wygrana z Watfordem 2:3, remis z Newcastle czy West Hamem. Widać gołym okiem, że Mr Carlo ma plan na zespół i powoli wdraża swoje teorie i schematy gry. Jest to zupełnie inny Everton, niżeli ten co oglądaliśmy chociażby pół roku temu. Ma to również przełożenie na liczby. Zaczęli strzelać więcej bramek, mimo niestety, ale ujemnego bilansu – 34:38. Ale 36 oczek w kieszeni jest i wyprzedzają swojego najbliższego rywala w tabeli o 2 punkty.  Bukmacherzy w roli faworyta stawiają na Kanonierów. Po pierwsze primo, są jedyną drużyną, która w 2020 nie przegrała jeszcze meczu (z dystansem oczywiście bo wiadomo, że remis z 17 zespołem w tabeli nie jest wynikiem satysfakcjonującym, jeżeli mówi się o wielkich rzeczach i chce się sięgać gwiazd), ale matematyki się nie oszuka. Nie przegrali w tym roku kalendarzowym spotkania. Po drugie primo grają na swoim podwórku co jest zdecydowanie atutem i przyjezdni zdecydowanie o tym wiedzą, a po trzecie primo, ultimo… Do gry wrócił chociażby Lacazette i Ozil, którzy przypomnieli sobie jak się strzela bramki i o co chodzi w tej grze. Zwycięstwo Kanonierów + over 2.5 wydaje się całkiem realistycznym wynikiem, jednak ręki sobie uciąć nie dam jak w jednym z filmów reżyserii Olafa Lubaszenki.

Przed nami kolejny #matchday z ligą angielską, także pozostaje mi tylko zaprosić Państwa przed odbiorniki i na stadiony oraz życzyć owocnego weekendu!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *