„Jeśli żyłeś wtedy i widziałeś go w akcji to Maradona nie
Pele jest dla Ciebie królem piłkarzy. Czasy kiedy nie było kablówki w domach
Mehico 86 czarno białego telewizora”.
Nie wiem kto dla Ciebie jest królem piłkarzy, ale królowa jest tylko jedna. Premier
League. Przed nami jej trzecia odsłona. Kablówka już raczej w większości domów,
a jeżeli nie to telewizory z aplikacjami, które umilają nam sportowe weekendy.
Co czeka nas w najbliższej kolejce? Zapraszam do lektury!
Zanim przejdziemy do tego co nas czeka w trzeciej odsłonie
Premier League, warto wspomnieć o paru aspektach z zeszłego weekendu. Idziemy
do tablicy i wielkimi, ale to wielkimi literami piszemy tak:
– Liverpool
– Tuchel vs Conte
– Manchester United
– Arsenal
Ktoś zapyta, ale skąd Liverpool? Tłumaczenie jest proste. Druga kolejka, drugi
remis, warto dodać, że przed swoją publicznością. Darwin Nunez czytaj
zachowanie jak za gówniarza i wiele, ale to wiele szczęścia w końcówce
spotkania, kiedy to Zaha mógł ukarać The Reds i zaliczyć dublet. Nie szukałbym
na siłę spadku formy chłopców z miasta Beatlesów. Owszem dwa remisy na początku
sezonu to raczej nie są wyniki satysfakcjonujące sympatyków The Reds, ale pamiętajmy,
że angielska ekstraklasa nie takie rzeczy widziała. Nie chce tutaj streszczać
spotkania bo zapewne oglądaliście mecz, a jeżeli nie to w internetach jest od
groma highlightsów, ale to co zrobił Nunez, to coś za co powinna go spotkać
kara i nie mówię o czerwonej kartce. Chłopak ewidentnie nie wytrzymał ciśnienia.
Z jednej strony nie ma w tym nic dziwnego, w końcu jest młody, przechodził jako
gwiazda, testosteron kipi, no zdarza się. Gorzej tylko, że nie pomyślał o
kolegach z drużyny, bo sytuacja kadrowa Liverpoolu jeżeli chodzi o ofensywę
jest troszeczkę skomplikowana. Remis w meczu The Reds na swoim podwórku
przeciwko The Eagles? Dla mnie zaskoczenie.
Pochylając się nad następnym punktem to powiem tylko tyle. Nie widziałem takich
rzeczy w Premier League na tym etapie sezonu ze strony menedżerów. To, że mecz
Chelsea ze Spurs był pełny kontrowersji to fakt, nie opinia. To, że Thomas
Tuchel skrytykował na konferencji arbitra Anthony’ego Taylora to również fakt,
nie opinia. Ale podpisuję się pod wszystkim co powiedział niemiecki
szkoleniowiec.
„Nie rozumiem jak można kogoś szarpać za włosy i zostać na boisku. Nie z VAR,
nie na takim poziomie” – Tuchel, SkySports.
To tylko jeden z przykładów, ale było ich na pomeczowej konferencji
zdecydowanie więcej. Zarówno do Spurs jak i Chelsea mi daleko i nie chodzi o
odległość na Google Maps, ale to co wyprawiał Antony Taylor to był po prostu
skandal.
Kolejnym punktem, który należałoby rozwinąć to mecz Brentford z Czerwonymi Diabłami.
No nie. Po prostu „…” no nie. Z całym szacunkiem do Brendford, ale przyjmować
czwórkę do przerwy z zespołem, który na przestrzeni ostatnich 20 lat w
najwyższej klasie rozgrywkowej rozegrał tylko jeden pełny sezon, który
zakończył na 13 miejscu? No nie. Nie chce tutaj wieszać psów na Czerwonych
Diabłach, bo zapewne przeczytałeś i obejrzałeś już chyba wszystko, włącznie z
memami… ale uważam, że Erik Den Haag chyba do końca nie wie co się dzieje w
klubie. Na Old Trafford dzieją się złe rzeczy nie od dzisiaj. Nietrafione
transfery, wielkie pieniądze, głośne nazwiska, które zagrają z pięć spotkań, po
których każdy zapomina, że byli z topu i stają się „średniakami”. Tak być nie
może, nie w przypadku Manchesteru United. Po dwóch meczach ostatnie miejsce w
tabeli (rywal zza miedzy pierwsze). Źle to wygląda Jasiu. Ostatni raz Czerwone
Diabły przegrały dwa starcia pod rząd w uwaga… 1921 roku. Ponad 100 lat temu.
Słownie – sto. Jeżeli takiej marce, z taką historią i bądź co bądź takimi
piłkarzami Brentford ładuje cztery bramki po czterech celnych strzałach do 35 minuty
to coś musi być nie tak, ale jak to się mówi ryba psuje się od głowy. Bardziej
niż szukania problemu wśród paru asów na murawie, szukałbym go po prostu głębiej.
Ostatnim odnotowanym przeze mnie punktem z zeszłego weekendu jest Arsenal, a
dokładniej Gabriel Jesus. Ten kto ma go na kapitanie w Fantasy Premier League doskonale
rozumie o czym pisze. Ale wracając do boiskowych wyczynów, a niewątpliwie tak
należy nazwać drugi występ Brazylijczyka w trykocie Arsenalu w meczu o punkty.
8 wygranych pojedynków, 7 strzałów na bramkę z czego 3 celne, dwie bramki, 2 asysty.
Dziękuję, do widzenia, tak w to się gra.
Co czeka nas w 3 kolejce Premier League?
Myślę, że nie można ominąć starcia Crystal Palace z Aston Villa. Historia
pokazała, że oba zespoły lubią wzajemnie strzelać sobie bramki. Co więcej The
Villans wygrali ostatnie starcie z Evertonem, a CP? Wydaje mi się, że CP są
głodni po ostatnim meczu na Anfield. Jak na Orłów przystało.
Ale to co jest stricte w weekend to pikuś brygada. Oczywiście jest wiele innych
starć jak chociażby Newcastle z The Citizens, Leeds z Chelsea czy The Foxes ze
Świętymi. Ale jest jeden smaczek, którego nie możesz ominąć.
Manchester United – Liverpool. Poniedziałek, godzina 21:00. To coś więcej niż
mecz. Wierzę, że takie starcia nadal rządzą się swoimi prawami i Bitwa o Anglię
będzie odrodzeniem obu ekip i pokażą nam futbol z najwyższej półki. Co ciekawe,
będzie to pierwszy mecz w erze Premier League jeżeli chodzi o bezpośrednią konfrontację
Manchesteru z Liverpoolem, kiedy to ani jedna, ani druga ekipa nie wygrała
jeszcze swojego ligowego meczu w sezonie. I z tą informacją Was zostawię, czekając
na piękne bramki, soczyste rogaliki i wślizgi pod linię końcową. Miłego!