Kategorie
Premier League

Kambek jak dżejzi

Jak to się mówi piłka nożna spać nie można. Osobiście trochę przysnąłem przez ostatni rok, ponieważ zdecydowanie więcej emocji było przy pracy czy zmrożonym kuflu, niż na boiskach w Europie. Nie mówię oczywiście o aspektach stricte sportowych, ale o braku kibiców na trybunach, którzy na szczęście już jakiś czas temu wrócili na swoje miejsce. Tak, obraziłem się na futbol, bo nie mogłem oglądać „sparingów” na punkty, a tym samym nie było o czym pisać, ponieważ najzwyczajniej w świecie większość meczów było omijane jak Pan piłkarz Lewandowski obrońców na niemieckim podwórku. Ale każdy konflikt kiedyś się kończy, przynajmniej w teorii. Koniec strzelania fochów, baterie naładowane i wracamy do felietonów, które nie raz sprawiały, że uśmiechnąłeś się do ekranu tak jak w tym momencie. Zaczynamy z delikatnym falstartem, ale lepiej późno niż wcale. Przed nami 6 kolejka angielskiej ekstraklasy, a w niej smaczki, których ominąć po prostu nie można. Zapraszam do lektury!

Sobota, godzina 13:30 obieramy kierunek Londyn, a dokładniej Stamford Bridge. Chelsea – Manchester City! Dla podkręcenia bajery polecam raz jeszcze przeczytać poprzednie zdanie na głos, niezależnie od miejsca w którym się znajdujesz. Chelsea City, można lepiej wejść w weekend? Nie sądzę. To, że Tuchel robi kozacką robotę wie już nawet sąsiadka z trzeciego, także streszczać meczów nie ma sensu. Ale do brzegu. The Blues po pierwszych pięciu kolejkach mają 13 oczek w kiermanie. 4 zwycięstwa, 1 remis, bilans bramek 12:1. Robi wrażenie, serio. Niemiecki szkoleniowiec stworzył kolektyw, który uzupełnia się w każdej ze stref, ale najważniejsze dla kibica, który ma romans z jej wysokością Premier League – przy okazji pozdrawiam serdecznie Pana Andrzeja Twarowskiego – jest to, że po prostu grają w piłkę. Ten futbol chce się oglądać. Tyle. W 6 odsłonie angielskiej ekstraklasy na Stamford zameldują się Obywatele, którzy po pięciu pierwszych kolejkach uzbierali trzy oczka mniej od lidera tabeli – 10 punktów. Bilans bramek to 11:1. Po ostatnim meczu ze Świętymi, który bezbramkowo zremisowali, można by wnosić, że chłopcy z niebieskiej części Londynu wyjdą jak po swoje, a po 90 minutach pokażą paluszkiem gdzie jest wyjście i w którą stronę do Manchesteru. Moim zdaniem tak nie będzie. Zważywszy na to, jakie nazwiska wyjdą na murawę oraz jacy trenerzy usiądą na ławkach – ten mecz ma dwie opcje. Albo będzie grubym pierdolnięciem, które rozbudzi cie po piątkowej imprezie i zapomnisz o kacu, albo taktyczne jajo do jaja mając z tyłu głowy, iż jest to początek sezonu, a podział punktów patrząc poprzez pryzmat pucharów, które wróciły na podwórka będzie idealnym rozwiązaniem dla obu stron. Jak to się mówi, pożyjemy zobaczymy, ale jedno jest pewne. Naprzeciwko siebie stają dwie marki, których nikomu przedstawiać nie trzeba. A dla największych freaków angielskiej piłki będzie to po prostu must have na stadionie, przed telewizorami czy w pubach. Remis? Jestem w tym, ale najlepiej by był to remis over 2.5.

Drugą pinezkę, którą wklejamy w google maps jest kierunek Manchester, ale tym razem mówimy o jego czerwonej części. O tej samej porze swój mecz będą grały Czerwone Diabły i The Villans, także 13:30 sobota lecimy na dwa odbiorniki, wiecie jak to się robi, tłumaczyć nie trzeba. W 2019 roku wydając przed sezonem książeczkę, która liczyła ponad 25 stron napisałem, że Aston Villa po awansie z Championship zaskoczy i zamelduje się w pierwszej połowie tabeli. Można by rzec, że jeden mecz mi nie wszedł (w cudzysłowie oczywiście, bo nie chodzi tu o bet), ale AV zakończyła sezon 19/20 na 17 miejscu, także daleko od wizji, którą miałem przed sezonem. Natomiast sezon później zaskoczyło i polecieli na fali wznoszącej bo wbili się pod koniec 20/21 na 11 miejsce zgarniając 55 oczek do kieszonki, z bilansem bramek 55:46. W tym roku Grealish poszedł za 100 baniek, niesamowity zastrzyk gotówy. Co więcej, przyszedł między innymi Danny Ings, który moim zdaniem jest gwarantem najbidniej 10 bramek na sezon (pisałem to na SM przed rozpoczęciem rozgrywek), przy założeniu, że jest zdrowy. Po 5 kolejkach Ings ma na koncie 2 bramki, 2 asysty i gra gitara. The Villans przyjeżdżają na Old Trafford, którego jeszcze w tym sezonie nikt nie zdobył – pełna pula oczek. Manchester United po 5 odsłonach ma na swoim koncie 13 punktów co daje im 3 miejsce w tabeli, ex aequo z Chelsea i Liverpoolem, jednak ekipy z Londynu i miasta Beatlesów mają lepszy bilans bramek. Bukmacherzy w tym meczu bezapelacyjnie stawiają na ekipę z Manchesteru. Ale piłka już nie takie rzeczy widziała. Przy X2 wychodzi kursik tłusty jak burgerki w Twojej ulubionej knajpie, także można pokombinować. Ale z chłodną banią ekipa OGS win. To jakie nazwiska przyszły na Old Trafford, nikomu przypominać nie trzeba, każdy wie co jest 5. Oczywiście, że same nazwiska nie grają, ale tam to po prostu chodzi. Ostatni mecz z WHU? Karuzela. Dawno nie widziałem takiej końcówki. Oczywiście sędzia Atkinson dołożył swoje 3 grosze, nie gwiżdżąc wapna, które było pewne jak techno w Trendzie, ale finalnie Red Devils wyrwali komplet oczek w samej końcówce spotkania. Trochę śmiać mi się chciało jak Lingard w pomeczowym wywiadzie mówił, że był pewny, że De Gea obroni karnego, bo zawsze ciężko pracuje i je broni. Ostatni mecz, w którym Hiszpan obronił „11” (nie licząc tej Marka Noble’a) był 23 kwietnia 2016 roku – rozgrywki FA CUP, Everton vs Man Utd. Także trochę czasu minęło. Z ciekawostek, wapna nie wykorzystał Romelu Lukaku. Wracając do Lingarda. W sumie spoko, bo co miał powiedzieć?:) Na koniec dodam jeszcze, że poszedł ziomalski zakład z kolegą Michałem, że ekipa z czerwonej części Manchesteru zakończy sezon wyżej niż chłopcy Jurgena Kloppa. Czy się sprawdzi? Czas pokaże, ale dawno nie widziałem tak nabitego Manchesteru United. Po prostu, pozdro Michał:)

Ostatni mecz, który weźmiemy pod lupę nie może być inny niż derby północnego Londynu. O mojej miłości i nienawiści do Arsenalu wiecie. Przynajmniej ci, którzy są tutaj już parę lat. Oczywiście od zawsze bez podziałów, ale czasami lubię się z przymrużeniem oka „pożalić” czy wyśmiać osoby decyzyjne, z klubu, którego przydomek aktualnie stracił wartość. Nie mówię tutaj oczywiście o wartości rynkowej czy marketingowej bo byznes is byznes, ale Armatki? Proszę Cię, postrzelać to mogą co najwyżej na treningu do pustej bo w oficjalnych starciach o punkty to… no ciężko to idzie. Początek sezonu? Tragedia. Tutaj nie ma co filozofować, bo nie ma nad czym. Arteta? Out. „Ale dajcie mu jeszcze czas” – nie. Tutaj nie ma czasu. Gość już 22 miesiąc siedzi na ławce i to nie działa, widać to gołym okiem. Oczywiście to tylko i wyłącznie moje zdanie, które nic nie wniesie do modelu biznesowego grubych ryb, które zarządzają klubem z Londynu, ale swoje zdanie trzeba mieć. Nie widzę Artety jako trenera, ponieważ podkreślę raz jeszcze… od 22 miesięcy to po prostu nie działa. Aubameyang? Out gościu. Kasuje wielką gażę, więcej Instagramów niż potu i harówy na murawie. Dla sprostowania – uwielbiam Mikkela Artetę, do końca życia zapamiętam bramkę z The Citizens, ale to nie kółko wzajemnej adoracji. Albo jesteś w grze, albo cie nie ma, a The Gunners ewidentnie nie wyszli z szatni. Wygrane po 1:0? Jakby mieli do końca sezonu cisnąć po bramce z czystymi plecami? Jestem w tym, ale to marzenie ściętej głowy… w ogóle to nie ma sensu co napisałem, bo to nie 2003, przez który przeszło się jak przez brameczkę w klubie. Aktualnie Kanonierzy grają taki stojanow, że lepiej ruszają się koleżanki po trzech głębszych. True story. Ale do brzegu bo tu można tak do jutra. Arsenal – Spurs? Chciałbym napisać, że derby rządzą się swoimi prawami i przy tym stanowisku zostanę. Biorąc pod uwagę, że Nuno Espírito Santo naprawdę miał fajne wejście w sezon (3 mecze po 1:0 do przodu) mimo ostatnich dwóch derbowych meczów po trzy w plecy, uważam że to Tottenham jest faworytem w tym meczu. Niedziela, godzina 17:30, derby północnego Londynu. Czytając na głos brzmi jak milion dolarów i oby taki był ten mecz. Chciałbym by było tam wszystko. Przez kartki, faule (oby z głową), wślizgi pod linie, rogaliki, cięte piły na stronę no i najważniejsze bramki. Ktoś powie, chcieć to sobie możesz. I racja, ale chciałbym by ten mecz w wysublimowany sposób zamknął nam sportową niedzielę. Dziękuję za uwagę i klasycznie oddaję głos do studia. Zdrowia na weekendzie!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *