Odblokowujesz smartfona, otwierasz laptopa czy Twoje PC spersonalizowane pod CSa bo jesteś pro gejmerem, który podkładki pod myszkę SteelSeries miał już 15 lat temu. Otwierasz i klasycznie po robocie, podczas roboty czy podczas jazdy autem lecisz na oriencie i scrollujesz wszystkie możliwe tablice, które obserwujesz. Ilość odbiorników, kanałów i szybki wzrost informacji, które odbieramy jest zdecydowanie za duże.
Ludzie tracą uwagę czy poczucie refleksji. Człowiek staje się łatwowierny i nie ma czasu na weryfikacje bo dzień w dzień jest w pogoni za lepszej jakości życiem. Tak to w skrócie wygląda (i nie wrzucam tutaj wszystkich do jednego worka, wiadomo). Jesteśmy z każdej strony naparzani informacją jakbyś na D2 wyłapał z AWP. To jest chore, ale takie są czasy i fanpagem świata nie zatrzymasz. Takie czasy i mundrzyć się nie ma co, bo nie o tym będzie felieton. O czym ludzie gadają? Topka to chyba zbliżające się wybory, ratowanie Polonii Warszawa, nowa płyta Pro8l3mu i zamykanie imprez masowych z powodu koronawirusa. Oczywiście tych rzeczy jest o wiele, wiele więcej i punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia, ale jest jeszcze jedna rzecz, o której ludzie mówią, szczególnie przed weekendem. Futbol moi drodzy. Przed nami 29 kolejka Premier League i jest to informacja z tych, które warto przyswoić. Także z wejścia zapraszam do lektury i życzę udanego, sportowego weekendu!
A ten zaczniemy klasycznie od godziny 13:30. Na Anfield przyjeżdża ekipa Wisienek, która ostatnimi czasy nie notuje za dobrych wyników, prócz remisu 2:2 z ekipą Franka Lamparda. Przed ostatnim remisem z Chelsea zaliczyli porażkę na wyjeździe z Burnley (3:0), porażkę na wyjeździe z Sheffield (2:1), zwycięstwo przed swoją publicznością w meczu z The Villans (2:1) oraz porażkę na Emirates (1:2). To oczywiście tylko 5 ostatnich potyczek Bournemouth. Ale dlaczego od tego wyszedłem? Dlatego, że paradoksalnie do szatni gospodarza wkradł się (i teraz zaryzykuję tym stwierdzeniem) delikatny kryzys. Dlaczego paradoksalnie i dlaczego ryzykuję? Jeżeli Liverpool trzyma poziom zdecydowanie dłużej niż ostatnie 28 spotkań w lidze (końcówka zeszłego sezonu + Finał Ligi Mistrzów), jeżeli są na pierwszym miejscu od x czasu mając przewagę 22 punktów nad drugim Manchesterem City (+ jeden mecz rozegrany więcej), jeżeli mowa o maszynie Kloppa, której naprawdę tylko jakaś tragedia mogłaby wyrwać michę w tym sezonie, no to jest to swego rodzaju paradoks. Przewaga, pewna pozycja, piękna gra, idąc na mistrza… Jednak życie pisze różne scenariusze i gołym okiem widać, że jakiś tam kryzys się pojawił. Dlaczego? Jedni piszą z przymrużeniem oka, że jest to efekt listu, który zaadresował do Kloppa 10 letni chłopak. Drudzy bawią się w trenerów pokazując palcem, który spuchł i się wypalił (najczęściej to ci z zespołu FC Anty-Liveprool), a trzeci twierdzą, że to wypadek przy pracy i Ci, którzy aktualnie reprezentują maszynę z miasta Beatlesów, są tylko ludźmi. I teraz tak, na początku mieliśmy zestawienie 5 ostatnich spotkań Bournemouth – średnio na jeża nie ma co owijać w bawełnę. A The Reds? The Reds brygada na ostatnie 5 spotkań (łącznie z areną międzynarodową) zanotowali 2 zwycięstwa i 3 porażki. Patrząc poprzez pryzmat tego, że przegrana był to ewidentnie oksymoron w zestawieniu z nazwą klubu, to można delikatnie zacząć się podniecać, zacierać rączki na horrendalne kursy u bukmachera z tak zwanym X na rywala, kminić jakieś łamaki, bądź też po prostu zacząć myśleć, co idzie nie tak i czy w ogóle coś idzie nie tak. Jak wspomniałem na samym początku, punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Ale do rzeczy. Ostatnie 5 mieczów Liverpoolu idąc od końca:
Norwich 0:1 Liverpool
Atletico Madryt 1:0 Liverpool
Liverpool 3:2 West Ham
Watford 3:0 Liverpool
Chelsea 2:0 Liverpool
Sama przegrana z Atletico jakoś nadzwyczajnie mnie nie dziwi. Liga Mistrzów, jeden błąd, szybka bramka, mur, taktyka i wielkie cojones Simeone. Życie, to dwumecz. Byli lepsi, nieważne że statystyki były dla Liverpoolu… i tak już nikt o tym nie pamięta, wynik poszedł w świat i liczy się ta najważniejsza statystyka czyli ilość bramek. Za styl i serducho na murawie pucharów nie dają, trzeba strzelać. Jak z Atletico idzie to gdzieś przełknąć (szczególnie kibicom Liverpoolu), tak nawet w przypadku wygranej z West Hamem, zacząłbym się już zastanawiać. Nie chce streszczać meczu bo nie ma to sensu jak gadka z byłą w centrum, ale było to wymęczone zwycięstwo, naprawdę wymęczone. Zwycięstwo, przy którym należy wspomnieć o fenomenalnej postawie między słupkami naszego bramkarza w barwach WHU. Z jednej strony fenomenalnej, z drugiej (i niestety to prasa przyjęła dzień po meczu co mnie wcale nie dziwi) mowa o fatalnym błędzie Łukasza Fabiańskiego. Ale ok są 3 punkty. Ale przychodzi Watford, przychodzi Chelsea i punktów nie ma. Dlaczego rodzą się „burze” w internetach i przegrana zespołu budzi skrajne emocje? W zależności od upodobań oczywiście. Dlatego, że patrząc poprzez pryzmat tego sezonu, walki i formy The Reds, było to po prostu niespotykane za często. Warto wspomnieć, że od momentu przegranej z Atletico, The Reds w kolejnych trzech spotkaniach stracili 7 bramek. A w całym sezonie mają ich straconych 20. Czyli prawie połowę z nich stracili w 3 ostatnich spotkaniach, co może dawać do myślenia. W nadchodzącym spotkaniu bukmacherzy w roli faworyta stawiają na zespół z miasta Beatlesów. I moim zdaniem pozytywnym wynikiem dla ekipy Kloppa zakończy się ten mecz. Ale miejmy na uwadze to, że dopóki piłka w grze to wszystko jest możliwe. Co pokazały nam chociażby ostatnie występy The Reds.
O godzinie 16:00 przenosimy się na Emirates Stadium. Krótko zwięźle i na temat. Derby Londynu proszę Państwa. Arsenal na swoim podwórku podejmować będzie Młoty. West Ham w ostatnim czasie gubił punkty. Ale też należy podkreślić fakt, iż mieli ciężki terminarz. Mecze z The Citizens czy Liverpoolem to gruba akcja. To jakbyś szedł na solo z największym wariatem z szatni z czasów szkoły podstawowej. Poszło słowo to wyjść musisz, coś tam może szurniesz, ale generalnie bęcki. Chociaż ten mecz wspomniany wyżej z Liverpoolem to może nie typowa solóweczka na boisku za szkołą. Ale do rzeczy. West Ham po 28 kolejkach zajmuje 16 miejsce w tabeli. Zebrali na swoim koncie póki co 27 oczek. Ich bilans bramek to 35:49. Dla porównania ostatnie w tabeli Norwich ma tych punktów o 6 mniej czytaj 21, przy bilansie 25:51. No Panie Pellegrini. Działaj Pan bo mimo, że do WHU mi daleko, tak chciałbym ich oglądać w Premier League, tak po prostu. Arsenal? Temat rzeka generalnie, co tu dużo mówić. 10 miejsce w tabeli (27 rozegranych meczów), 37 punktów, bilans 39:36. Przegrana z Olympiakos mogła podciąć skrzydła, szczególnie patrząc poprzez pryzmat ostatnich minut meczu, w obie strony. Spotkanie z Portsmouth było swego rodzaju przełamaniem (wygrana 0:2), ale wypadł Torreira, najprawdopodobniej to koniec sezonu dla Urugwajczyka. Ostatnie 3 spotkania pomiędzy tymi zespołami to 2 wygrane Arsenalu i jedna West Hamu. Bukmacherzy w roli faworyta stawiają na gospodarzy. Na koniec powiem tylko, że po pierwsze primo są to derby i więcej tłumaczyć nic nie trzeba, po drugie primo, Liverpool u siebie według mędrców z kosmosu miał zjeść West Ham, po trzecie primo, ultimo… niech nikt nie zamyka drzwi West Hamowi przed pierwszym gwizdkiem!
A trzecie spotkanie zapowiem klasycznie, bo dodatkowej reklamy tutaj nie potrzeba. Tym bardziej jakiejś armii PRowców by miało to odpowiedni smaczek. Napiszę tylko jedno. Przed tym zanim dojdziecie do momentu, w którym będą zestawione ze sobą dwa zespoły prosiłbym o przeczytanie tego na głos. Po prostu, następne zdanie czytamy na głos niezależnie od miejsca, w którym się aktualnie znajdujemy… Manchester United – Manchester City. Koniec
Derby Manchesteru to coś więcej niż futbol. Mam nadzieję, że podczas czytania pojawiły się ciarki. Jeżeli tak, to jesteś gotowy na najbliższą dawkę futbolu w angielskim wydaniu. Miłego!