W dniu dzisiejszym nie ma nic ważniejszego niż mecz Polski z San Marino. Ok może trochę przesadziłem. W nocy z soboty na niedzielę jest jeszcze walka Furego z Wilderem i oczywiście wielki rewanż Adama Kownackiego, który zmierzy się z Robertem Heleniusem. Czy patrząc poprzez pryzmat wagi tych pojedynków mecz Polski z San Marino jest serio najważniejszy? Oczywiście, że nie. Nie owijajmy w bawełnę zasłaniając się szacunkiem do przeciwnika. Ten mecz to formalność, nastrzelać bramek przez 90 minut i do domu. Ale zapytam raz jeszcze. Czy mecz Polski z San Marino jest serio ważniejszy niż wydarzenia w ringu? Tak, bo jest tam Łukasz Fabiański.
Dlaczego o tym dzisiaj tłumaczyć głośno nie trzeba. Przed nami ostatnie wyjście Pana Bramkarza Łukasza Fabiańskiego z Orzełkiem na piersi. Bronił narodowych barw przez ponad 15 lat, zostanie pożegnany należycie i mam nadzieję, że każdy kto dzisiaj zamelduje się na Stadionie Narodowym, będzie głośno bić brawo i sprawi, że ciary pojawią się na ciele zarówno u sąsiada z boku, jak i w całej Polsce przed telewizorami. Łukasz Fabiański zagra dzisiaj po raz 57 w karierze dla naszej reprezentacji. Po raz 57 czytaj… ostatni raz. Będzie to benefis, spektakl, pożegnanie gościa, który zawsze był czujny i chociaż go nie znałeś osobiście, dałbyś sobie za niego rękę uciąć jak w jednym filmie reżyserii Olafa Lubaszenki. 56 meczów Fabiańskiego, 26 czystych kont, ogromny spokój i wartość, którą wniósł do kadry. Mówisz Fabian, myślisz? I tutaj mógłbym zostawić trzy kropki, albo stworzyć oddzielny dokument do pobrania tak by każdy mógł sobie wydrukować i jak w szkole podstawowej wypisywać skojarzenia jakie rodzą się w Twojej głowie, gdy myślisz o gościu z numerem 22 na plecach. Fabian? Fabian to klasa. Fabian to dyscyplina. Fabian to profesjonalizm. Fabian to szacunek. Fabian to ciężka praca. I mógłbym tak do jutra, ale porzygalibyście się od tego cukrowania, a TJMMNW to nie cukiernia, wiadomo od lat. Ale swoją drogą, ten gość jest po prostu wzorem do naśladowania. I jak w tytule – to zięć, którego każda teściowa chciałaby mieć na chacie. Po prostu konkret gość.
Wracając do numeru 22 na plecach i zestawiając go z numerem
1. Przyznaję się bez bicia, że całe życie byłem Team Szczęsny. Wydaje mi się,
że spowodowane było to jego szczeniacką bezczelnością na boisku i poza nim,
która po prostu podobała mi się. Bezczelnością oraz transferem do Arsenalu.
Transfer był w 2006 roku, ale była to drużyna juniorska, która szczerze mówiąc
średnio mnie interesowała. Wróć, nie będę kłamać. Nie interesowała mnie w
ogóle. W sumie to chyba nawet miałem to w dupie, no przeszedł, fajnie, koniec historii.
Kropka. W 2008 Szczęsny zaczął budować swoją historię na Emirates i podpisał zawodowy
kontrakt przechodząc do zespołu rezerw. A przechodząc do reprezentacji…
Debiut 18 listopada 2009 roku spotkanie z Kanadą. Wojciech Szczęsny zastępował
w drugiej połowie Tomasza Kuszczaka. Następnie przyszedł 2010, w którym nie
zagrał w żadnym meczu, a później wrócił do kadry 9 lutego 2011 w towarzyskim
starciu z Norwegią. Fabiański natomiast przyszedł do Arsenalu w 2007 roku, a
debiut w kadrze zaliczył w marcu 2006 roku w meczu z Arabią Saudyjską.
Do czego piję… Przyszedł moment, w którym jeden i drugi piłkarz był już na swój
sposób ukształtowany. Wyrobione nazwisko, dwóch gości spotkało się po raz
kolejny u wspólnego pracodawcy, tym razem w Londynie, była rywalizacja, były emocje
i kolejne minuty między słupkami. Parę zdań wcześniej użyłem sformułowania, że
całe życie byłem team Szczęsny. Do czasu. Do 2018 roku. Od 3 lat i mówię to z
pełną odpowiedzialnością, uważam że mogliśmy jako całość jako reprezentacja zyskać
więcej, gdyby w pewnym momencie doszło do zmiany na linii Szczęsny – Fabiański.
I nie chodzi tutaj o zmianę numeru na koszulce bo to dodatek tak naprawdę a boisko
rządzi się swoimi prawami i weryfikuje szybciutko. Oczywiście mądry Polak po
szkodzie, ale pamiętam jak podczas lotów Warszawa – Kaliningrad – Kaliningrad –
Moskwa siedziałem w samolocie obok Polaków, którzy podobnie jak ja wybierali
się na Mistrzostwa Świata w Rosji. Usłyszałem od nich tylko jedno zdanie. Szczęsny
w bramce bo jest bardziej pierdolnięty. I tyle mi wystarczyło. Pamiętam, że
chciałem zamówić po lufie na koszt firmy, ale nie byli zainteresowani integracją
więc walnąłem z ziomkiem, z którym poleciałem na Polska – Senegal. Ale do
brzegu bo to nie pamiętnik. Szczęsny bardziej pierdolnięty? Oczywiście, taką
mam nadzieję, chodziło o zachowanie na boisku. O nieprzewidywalność, o darcie
ryja, o wyjścia z bramki. Kocham to, dlatego moim ulubionym bramkarzem jest Pan
Piłkarz Artur Boruc. Nie będę rozwijać tego wątku bo zaraz się pogubimy jak po lewym
kopycie Carlosa, ale jak to się mówi kto ma wiedzieć, ten wie.
Dlaczego do 2018 roku? Bo od tamtej pory moim zdaniem wszystkie boiskowe ruchy w kadrze były tendencją spadkową. Internety każdy ma także przytaczać tutaj interwencji, kartek i bramek nie będę. Od 3 lat uważam, że Szczęsny jest naprawdę solidnym bramkarzem. Top. Wystarczy spojrzeć na CV. Nikt z dupy nie gra w Arsenalu, Romie, Juventusie. Nikt z dupy nie biega po boisku razem z Henrym, Tottim czy Buffonem. Szczęsny to jest top. Ale uważam, że Fabiański powinien dostać więcej minut i zaufania od trenerów. Nigdy nie został doceniony na tyle, na ile zasługiwał. Nigdy nie uległ jakiemuś celebryctwu i nie odwalał chały. Nie splamił nazwiska. To taki typ człowieka (patrząc poprzez pryzmat zawodu oczywiście, ponieważ się nie znamy) który moim zdaniem poradziłby sobie w każdym klubie na świecie, co pokazuje chociażby w West Hamie. Ciężka praca, pokora, szacunek. To jest definicja Fabiańskiego. I szczerze? Mam ciary jak o tym piszę. Najważniejszy moment związany z Fabiańskim dla mojego pokolenia? Chyba mecz ze Szwajcarią na Euro 2016. Nawet nie chyba, na pewno. W tym miejscu przydałoby się jakieś podsumowanie, mądre zakończenie. Zakończę inaczej… Ukłony, ukłony do ziemi Panie Fabiański. Najlepszy, niedoceniony bramkarz, który swoim trenerom dawał spokój w głowie jak nikt inny. Ogromna wartość dla kadry. Ukłony i to do ziemi. Łukasz Fabiański, dziękuję.