Kategorie
Lifestyle

Polak w Barcelonie? O człowieku pewnie

Polak w Barcelonie. Tutaj można by postawić kropkę i pójść zaparzyć herbatę. Wziąć ciasteczko, noga na nogę, patrzeć w dal i powiedzieć głośno – zrobił to. Przed okolicznikiem przydałby się jeszcze przymiotnik zaczynający się na literę „J” o zabarwieniu kolokwialnym. Oczywiście w tym przypadku rozpatrujemy to jako komplement. Zrobił to. Polak zagra na Camp Nou. Lewandowski jest już oficjalnie zawodnikiem Barcelony i spełnia marzenia większości dzieciaków na świecie. Nie wchodźmy w podziały i kolory koszulek przypisane do konkretnych klubów, chodzi tutaj o wizualizacje i skalę wydarzenia. Na naszych oczach pisze się historia. Historia z udziałem Roberta Lewandowskiego, którą myślę, że wielu z nas będzie opowiadać następnym pokoleniom. I to jest niesamowite.

Zastanawiałem się przez jakieś 3 minuty jak zacząć ten tekst, ale tu nie ma co kalkulować. TJMMNW to nie cukiernia, a jak za bardzo się zamyślisz przy tej herbacie i skali wydarzenia, to możesz zacząć parzyć nową bo przesłodzisz, oczywiście zakładając, że używasz cukru… ale tu nie ma kalkulacji. Są dwie grupy osób. Jedni, którym Lewandowski wyskakiwał z lodówki i mieli ciśnienie większe niż dług publiczny naszego pięknego kraju oraz drudzy… którzy żyli tym jak za dzieciaka koszulkami z targu Luisa Nazario De Limy, Nedveda, Baggio czy Figo. To co działo się przez ostatnie tygodnie można śmiało nazwać telenowelą na linii Bayern – Lewandowski, Lewandowski – Barcelona. Oczywiście często to powtarzam, ale moim zdaniem to bardzo trafne określenie, że punkt widzenia zależy od miejsca siedzenia. Dla Kowalskiego przed telewizorem była to telenowela, dla Zahaviego mogła być to gierka menadżerska, na której musiał zarobić i to jest całkowicie normalne, zaś dla Hainera, Salihamidžicia i Kahna – walka o pieniądze i renomę. Przynajmniej ja tak to widziałem. Wystarczy zadać sobie pytanie z czym kojarzy Ci się „Made in Germany”? Dla pokolenia, które wąchało transformacje ustrojową myślę, że z jakością. I z tą jakością kojarzą się Niemcy. Nie wrzucajmy wszystkiego do jednego worka oczywiście, tutaj skupiamy się tylko na futbolu a dokładniej na marce jaką jest Bayern. Filar futbolu europejskiego sto procent. Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której marka z takimi nazwiskami i działaczami powiedziałaby „aaa dobra puścimy i za 3 dychy”. Nie. To jest Bayern. To jest precyzja nie tylko na murawie. W dzisiejszych czasach futbol to biznes. Wielki biznes. To korporacje, w których wszystko musi się zgadzać. Oczywiście, że mogło być to celowe przeciąganie liny, ale finalnie moim zdaniem Bayern wyszedł na plus. Do Barcelony zaraz przejdziemy. Przez cały czas niemieccy działacze dawali jasny sygnał. Jest kontrakt, musi grać. Tyle, kropka, co tam szczekasz jeden z drugim. Tak było. Do tego Robert Lewandowski dolewał oliwy do ognia w postaci chociażby konferencji reprezentacji Polski, na której RL9 dawał jasny sygnał – chce odejść. Taki przekaz poszedł w świat. Osobiście uważam, że nie było to eleganckie zachowanie i jak często piszę, że jestem nieobiektywny wobec Pana Piłkarza, tak uważam że ta konferencja naszej reprezentacji, gdzie powstał finalnie burdel w postaci słów, które zostały źle przetłumaczone czy też ostatnie spóźnienia na trening, nie podobały mi się. Oczywiście to tylko moje zdanie, ale żeby nie było, że tu wszystko jest takie piękne i klarowne, bo nie jest. Ale do brzegu.

Czas leciał, były kolejne oferty. W zależności od źródeł mogliśmy czytać o 40 milionach, 40 + 5 w bonusach itd. Itd. Nie wiemy tak naprawdę co działo się za tymi drzwiami. Ale warto spojrzeć na to trochę szerzej. Jeżeli jesteś na takim poziomie, na którym aktualnie znajduje się Robert Lewandowski to jesteś profesjonalistą. Nie wierzę, że jakby Polak został na Allianz Arenie to olewałby kolegów, stroiłby fochy, grałby przeciwko zespołowi. Ta sytuacja nie będzie już miała miejsca, więc nie ma co gdybać, ale nie wierzę, że doszłoby to tak kuriozalnej akcji. Z drugiej strony pamiętajmy, że Bayern to nie są chłopcy z pierwszej łapanki i potrafią w to grać. Mieli świadomość tego, że jeżeli teraz nie sprzedadzą Polaka to za pół roku może pójść za jakąś śmieszną kwotę, a za rok za darmo. A teraz? Teraz transfer Roberta Lewandowskiego do Barcelony jest największym transferem w historii zespołu z Bawarii. Bayern chapeau bas. Tak się w to gra. Tak się gra dzisiaj w piłkę nie wychodząc na murawę. 34 lata na karku i rekordowy transfer. Szac.

Wracając do tych spóźnień czy akcjach z zawracaniem na Saebener Strasse, o których informowało Sky czy niemiecki Bild. Żenada. Ze strony Lewego oczywiście. Wychodzę z założenia, że nigdy zawodnik nie będzie większy od klubu. To sport drużynowy. To działa w dwie strony. Jak wdech i wydech. Lewandowski dał Bayernowi bramki, rekordy i tytuły, a klub jako pracodawca mu to umożliwił. Nie zapominajmy o tym, że jest to też sport drużynowy, także nie jest to takie zerojedynkowe. Jeżeli zaś wychodzimy z założenia, że Pini Zahavi powiedział „Słuchaj Lewy robisz tak i tak” to należy zwrócić honor bo obie strony dopięły swego – zarówno transferu jak i pieniędzy – ale tego raczej się nie dowiemy.

Myślę, że w tym momencie niemieckie media będą wbijać szpile w Lewandowskiego, Polacy (przynajmniej dziennikarze w największych dziennikach/portalach) będą go bronić, a Hiszpanie zadowoleni od ucha do ucha będą wierzyć, że pomoże wrócić Blaugranie na właściwe tory. Albo inaczej, będą to traktować jako sygnał. Sygnał z Katalonii, który jest jasny. Wracamy do gry o najwyższe cele. Jeżeli w tak skomplikowanej sytuacji finansowej jesteśmy w stanie sprowadzić Lewandowskiego, dać mu 3 lata na kontrakcie, do tego dorzucić jeszcze inne nazwiska i rozpychać się na rynku transferowym… no to nie ma innej opcji. Tutaj albo Lewy będziesz legendą i chodzącym pomnikiem, albo Cię zjedzą. To oczywiście również tylko mój punkt widzenia. Ale tak, Barca daje jasny sygnał – „bójcie się chamy”.

Wydaje mi się, że widziałem parę stadionów w życiu. Przez Bali United, Arenę Lublin czy gliniankę za blokiem. Na Camp Nou nigdy nie byłem. Wydaje mi się, że z jednego tytułu. Biletów na El Clasico nie udało się dorwać, generalnie uważam że mecze tej wagi to inny wymiar futbolu nawet przy wyniku 0:0, a na hiszpańskie podwórko mi daleko, żeby pojechać na Barce z 15 drużyną w tabeli. Nie chodzi o odległość na Google Maps. Jakoś tak wyszło w życiu, że serce mocniej bije na wyspach przy delikatnej mżawce i wślizgach pod linię końcową. Ale Polak w El Clasico? Robert Lewandowski grający nowoczesny futbol pod wodzą jednego z najlepszych pomocników w historii na świecie? To jak scenariusz na najlepszy film. Na Camp Nou czy Spotify Camp Nou nie byłem, ale zrobię wszystko by być i zobaczyć ten spektakl na żywo. Nawet z 15 drużyną w tabeli, z całym szacunkiem dla ogonów KMWTW. I to właśnie jest ta wartość, którą niesie nazwisko. Nazwisko Lewandowski przyciąga. Nie tylko Polaków. Marka Barcelona przyciąga, nie tylko Polaków. Jeżeli sportowo to się scali, to projekt o nazwie „Lewy w Barcelonie” będzie strzałem w 10tkę. Stricte sportowo na murawie jak i marketingowo. Jest to niesamowity ruch wizerunkowy zarówno dla klubu jak i zawodnika. Ruch, który otwiera przed Polakiem dodatkowe rynki i kontrakty.

Dożyliśmy pięknych czasów. Bez wychodzenia z domu możemy oglądać swoich idoli, najlepszych piłkarzy na świecie. Chwytając za telefon jesteśmy w stanie dowiedzieć się co jedzą na śniadanie, czym jeżdżą i w jakich okularach latają po plaży. Z jednej strony to trochę dziwne, czasami odczuwasz przesyt. Z drugiej strony poprzednie pokolenia mogły o czymś takim tylko pomarzyć. Ale my już nie musimy marzyć o Polaku w Barcelonie. Barcelonie czy Realu (tak wiem, ten Real będzie wyciągany jeszcze długo). Napisałem Barcelonie czy Realu nawiązując do wagi i wielkości piłkarskich marek. Tylko tyle. Dożyliśmy czasów, w których Polak z numerem 9 na plecach będzie kopać piłkę w jednym z największych klubów piłkarskich na świecie. Tutaj nic więcej dodawać nie trzeba. I żeby nie było. Bayern Monachium również zalicza się do takich marek. Ale gra na hiszpańskim podwórku, gra w Barcelonie, to ruch, który będziesz mógł wykorzystać na całym świecie nawet po zakończeniu kariery. Wierzę, że na tym ruchu zyska zarówno Barcelona jak i sam Robert Lewandowski. Kropka.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *