Kategorie
Lifestyle

„Angielska gra” czyli jak Netflix pomaga liznąć trochę historii, ale też wypełnić lukę w futbolu, który stoi nie tylko na Wyspach.

Masz więcej czasu siedząc na chacie? Żaden problem. Możesz poukładać swoje ulubione t-shirty w szafie, wyczyścić białe podeszwy w swoich gazellach by na stadion wrócić w jeszcze lepszej casualowej formie, oczywiście z kołnierzykiem zapiętym pod samą szyję.

Możesz zacząć liczyć płytki w kiblu, spróbować być w kuchni jak Pan Robert Makłowicz, pobawić się w lufe pytanie na kamerze z ziomalami, możesz zacząć obserwować instagram TJMMNW i pobawić się w quiz 1z20. Możesz odkurzyć lektury, na które nie było czasu, nadrobić mecze, o których warto pamiętać, możesz wszystko jak WWO. Ale możesz też siąść do „The English Game”, która to moim zdaniem zaczyna się mozolnie, ale później jest jak początek drugiej połowy meczu w Stambule w 2005 dla The Reds. Rozkręca się.

Postanowiłem, że ze względu na sytuację, która panuje na świecie, czyli na epidemię koronawirusa, która rzutuje między innymi na brak szeroko pojętej oferty sportowej i Twoich ulubionych meczów na weekendzie (razem z felietonami na Twoim ulubionym blogu wiadomo), postanowiłem, że będę tu poruszać również inne kwestie. Pierwotnie miała być czysta Premier League, ale że piłka w Europie stoi, to ruszymy tematy, które dookoła tej piłki się kręcą. Blog wróci do życia, a i pióro się uruchomi, forma musi być.

Do klubu sportowego Netflix FC nie należę. Owszem pozycji jak Dom z Papieru, Narcos, Black Mirror czy Peaky Blinders, przedstawiać nie trzeba, ale do freaka jeszcze daleko. Sportowych pozycji przez Maradonę, Sunderland czy Notoriusa nie wymieniam, gdyż nawet jak wyjdzie gówno, ale jest w nim kapkę rywalizacji czy historii wiadomo w jakim temacie, dla sprawdzenia, a przede wszystkim dla sportu, się obejrzy.  Rzadziej dlatego, że kolega poleca, chociaż zgasić Netflixiarza przy zimnej pianie w piątek wieczorem bez orientu, coś pięknego. Dlatego oglądajcie filmy, seriale, czytajcie książki – człowiek uczy się przez całe życie.

„Angielska Gra” czyli bank szwajcar coś z Wielką Brytanią. Co wiemy na początku? XIX wiek, piłka nożna, Anglia, Szkocja różne klasy społeczne i ich problemy. Klasa robotnicza wychodzi z założenia „bez podziałów”, uświadamiając całemu światu, że futbol nie może być tylko dla tych, którzy reprezentują tą „lepszą warstwę społeczną”. Elity zaś regulowały zasady, tworzyły swój krąg, do którego nie chcieli dopuścić innych. Podbieranie piłkarzy z klubu do klubu? Skądś to znamy, ale żeby jeszcze mu za to płacić? Dla tych, którzy kłócili się z arystokracją, było to nie do pojęcia.

Nie chce tutaj streszczać fabuły odcinek po odcinku bo nie miało by to chyba sensu, coś jak odgrzewanie kotleta przez inne strony wzorując się wiadomo na jakiej marce, ale ogólny przekaz mam nadzieję, ze uda mi się ciekawie przelać na papier. Pierwsze odcinki i wrażenie (cały sezon ma 6 odcinków) – Za mało futbolu. Podkreślam pierwotnie. Następna myśl? Ty, no Linda z Peaky Blinders czyli hello Kate Phillips i jej promieniujący uśmiech. Co urodziło się następnie w głowie? Podczas drugiego odcinka kminiłem z czym zrobić placka na wieczór i czy na grubym czy na cienkim, także dalej tłumaczyć nic nie trzeba. Oczywiście za uśmiech w tym momencie do ekranu nie dziękuj (tak, uśmiechasz się do smartfona bądź komputera), ale to co w tym momencie czytasz to tylko i wyłącznie moja opinia, a za krytyka filmowego się nie uważam, nigdy nim nie byłem i nie będę, ale pod koniec przeczytasz rzecz, która spowodowała, że powstał ten tekst i dlatego postanowiłem umieścić to dla szerszego grona. Także po pierwsze primo, gdzie ten futbol na początku, po drugie primo z czym ten placek… ale po trzecie primo, ultimo. Ty no do cholery przecież to jest Leighton Baines! Gość, który gra Fergusa Sutera wygląda centralnie jak Mr Baines, tyle że z sążnym wąsem.

Jako gość zakochany w angielskiej piłce nie mogłem olać tej produkcji Netflixa. Podejrzewam, że podobnie masz również i Ty. Jednak świeżo po obejrzeniu serialu wydawało mi się to po prostu średnie i pewnie się nie znam więc byłoby na tyle. Po rozmowie przez telefon z paroma osobami co raz to bardziej nakręcała się gadka i pytania odnośnie serialu. Po dłuższej chwili doszedłem do wniosku, że jest to po prostu dobre. Dobre patrząc poprzez pryzmat klimatu, który oddają dialogi, kostiumy, detale na kostiumach, szycie strojów sportowych, boiska sportowe, wizja stadionu, trybuny czy gwizdek arbitra. Począwszy od wizualizacji tamtych lat, przez przedstawienie rynku transferowego, kibiców, zamieszek, historii Sutera i właściciela Darwen, który to nie patrzył na zakazy opłacania piłkarzy.

Widzimy na obrazku narodziny Pucharu Anglii, w którym to uczestniczą drużyny z zupełnie innych kast. Z jednej strony mamy do czynienia z dżentelmenami, którzy mają pieniądze, jak wspominają również w samym serialu – są najedzeni, są wypoczęci – a przede wszystkim jest to ich pasja, forma rozrywki. Natomiast z drugiej strony mamy robotników, którzy są przemęczeni, pracują cały tydzień od 5 rano do 21, dla których gra w weekend jest daleka od rekreacji, mimo że kochają futbol. Po prostu jest ciężko. Wątkiem, który z pewnością zapadł w pamięci był moment przejścia Fergusa do Blackburn. Zmiana otoczenia, zupełnie inny komfort gry, na stadionie przez duże „S”, za dużo większe pieniądze. Ale przede wszystkim był to moment, w którym kluczowy gracz w układance swojego byłego pracodawcy, zostawia go, zmieniając barwy – pod koniec odpowiemy sobie na pytanie jak często takie sytuacje mają miejsce w dzisiejszym futbolu. W serialu ciekawie zostali ukazani kibice drużyn, lokalna społeczność, dla której piłka to coś więcej niż kula, za którą biega 22 chłopa. „Angielska Gra” to obrazek, który na początku wydawał mi się średni, bo było w nim więcej rodzenia dzieci niż podań piłki na boisku, ale z drugiej strony pokazywało to problemy ludzi wywodzących się z niższej klasy społecznej, szczególnie samotnych kobiet, szukających pracy. Pracy w miejscu, w którym każdy każdego zna. Pracy, która pozwalała przetrwać kolejny dzień. Po prostu go przeżyć. A co za tym idzie, „Angielska Gra” pokazała również, że piłka pozwalała odbić się od dna i potrafiła uratować życie.

Jeżeli dalej żyjesz Football Factory bądź Green Street Hooligans i każda kolejna produkcja to dla Ciebie „be” bo nie będzie krwi na patce Stone Island, no to Cię ten obrazek rozczaruje, bo mowa tutaj o zupełnie innych latach i formie przekazu. Jeżeli produkcja trafi do totalnego laika, który będzie zastanawiać się dlaczego sędziowie na Wyspach pozwalają pograć troszeczkę więcej niż przykładowo w Hiszpanii, to odpowiedź po tym serialu dostaniesz. Jeżeli Cię „Angielska Gra” początkowo rozczaruje, daj sobie chwile bo ogólny przekaz wartości jest naprawdę na poziomie jakości bawełny TJMMNW. Ale summa summarum, jest to ciekawa produkcja. I jeżeli zestawisz jej obraz z dzisiejszym światem piłki to zobaczysz jak dużo się pozmieniało, a przede wszystkim na jaką skalę. Dla wielbicieli hasła „against modern football” będą to szybko płynące godziny. Dla reszty? Moim zdaniem ciekawa dawka wiedzy, chociażby w postaci wizualizacji tego jak ten sport jest zakorzeniony w tym kraju.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *