Kategorie
Lifestyle

Polak w Barcelonie? O człowieku pewnie

Polak w Barcelonie. Tutaj można by postawić kropkę i pójść zaparzyć herbatę. Wziąć ciasteczko, noga na nogę, patrzeć w dal i powiedzieć głośno – zrobił to. Przed okolicznikiem przydałby się jeszcze przymiotnik zaczynający się na literę „J” o zabarwieniu kolokwialnym. Oczywiście w tym przypadku rozpatrujemy to jako komplement. Zrobił to. Polak zagra na Camp Nou. Lewandowski jest już oficjalnie zawodnikiem Barcelony i spełnia marzenia większości dzieciaków na świecie. Nie wchodźmy w podziały i kolory koszulek przypisane do konkretnych klubów, chodzi tutaj o wizualizacje i skalę wydarzenia. Na naszych oczach pisze się historia. Historia z udziałem Roberta Lewandowskiego, którą myślę, że wielu z nas będzie opowiadać następnym pokoleniom. I to jest niesamowite.

Kategorie
Lifestyle

Zięć, którego chciałaby mieć na chacie każda teściowa, czytaj parę słów o Łukaszu Fabiańskim.

W dniu dzisiejszym nie ma nic ważniejszego niż mecz Polski z San Marino. Ok może trochę przesadziłem. W nocy z soboty na niedzielę jest jeszcze walka Furego z Wilderem i oczywiście wielki rewanż Adama Kownackiego, który zmierzy się z Robertem Heleniusem. Czy patrząc poprzez pryzmat wagi tych pojedynków mecz Polski z San Marino jest serio najważniejszy? Oczywiście, że nie. Nie owijajmy w bawełnę zasłaniając się szacunkiem do przeciwnika. Ten mecz to formalność, nastrzelać bramek przez 90 minut i do domu. Ale zapytam raz jeszcze. Czy mecz Polski z San Marino jest serio ważniejszy niż wydarzenia w ringu? Tak, bo jest tam Łukasz Fabiański.

Kategorie
Lifestyle

Panie Lewandowski… chapeau bas!

Zostałem wywołany do tablicy przez Pana Roberta Lewandowskiego, a więc w skrócie postaram się przypalić jana jak w czasach licealnych na chemii. W szkole chemii nie kumałem, teraz zaczynam powoli obczajać o co chodzi w tych związkach i pierwiastkach chemicznych. Bo ten na linii kibic, a Pan Piłkarz Robert Lewandowski należy chyba do najmocniejszego układu z tablicy Mende… z tablicy PIŁKA NOŻNA. Parę słów przed dzisiejszym meczem z Augsburgiem, na który patrzeć będzie nawet – i tutaj posłużę się już znanym wszystkim klasykiem – nawet sąsiadka z trzeciego. Zapraszam do lektury!

Kategorie
Lifestyle

AGAIN$T MOD€RN FOOTBA££

Długo zastanawiałem się jak zacząć tekst, tak by nie powielać tego co już zobaczyłeś w prasie, internetach czy w każdym innym medium. Nie oszukujmy się temat Super Ligi jest gorący i wywołuje więcej emocji niż skandal w domu u sąsiadki, gdzie słyszałeś dokładnie każdą łacińską maksymę. Od razu odpowiem sobie sam na pytanie, nie da się. Nie da się nie powielać treści, gdyż wszystko kręci się dookoła pieniędzy i gdzie nie pójdziesz tam wdepniesz w to samo gówno. Na wstępie również zaznaczę, że hasło „AGAINST MODERN FOOTBALL” jest wypisane w sercu trochę dłużej niż trwa wyciek do mediów tworu w postaci Super Ligi. Znacznie lepiej byłoby gdyby wszystko kręciło się dookoła piłki, ale czasy romantyzmu w futbolu minęły, moim zdaniem bezpowrotnie i tutaj nie nawijajmy sobie wzajemnie makaronu na uszy. Futbol, który znasz i poznałeś jako dzieciak, który potrafiłeś definiować marzeniami i dążeniem do celu nie mając nic… nie istnieje. Ile głów tyle opinii, ale tak ten świat się kręci. A razem z nim bitwa, albo już wojna o władze, wpływy i dzielenie sztabek na stole.

Kategorie
Lifestyle

Każdy wiedział, nie powiedział

Szybka akcja… no może nie taka szybka jak te, które przechodzą przez nasz środek pola… Ale nie rozumiem tekstów i ludzi, którzy jadą z Sousą – odnoszę się do informacji, którą podała ŁNP odnośnie kontuzji naszego kapitana. Przecież gdyby Lewandowski nie zagrał z Andorą, to wcale nie było to pewne jak techno w trendzie, by przypisać sobie 3 oczka bo to Andora.  Przeciwnik, który jutro idzie do roboty przyjeżdża na nasze podwórko, dostaje trójkę w plecy i nikt więcej nic nie powie. Mecz, który trzeba było wygrać, bez historii, Andora przyjechała, przegrali, koniec zawodów. Ba chłopaczyna na bramce spokój do końca, ronie w dół, Panowie chill. „Na tym świecie pewne są tylko śmierć i podatki”.

Kategorie
Lifestyle

Sousa ma nosa, ale kilka niedociągnięć jest.

Co wiemy po pierwszym meczu pod wodzą nowego selekcjonera? Po pierwsze, jak to mawia już piłkarski klasyk „2:0 to niebezpieczny wynik”, a po drugie Panie Sousa, masz Pan nosa.

Na wstępnie chciałbym w wielkim skrócie podkreślić kilka rzeczy. Te 90 minut w Budapeszcie pokazały nam z pewnością to, że nie da się nauczyć wysokiego grania obroną w trzy dni. Pokazały nam to, że media w dzisiejszych czasach nadal szukają kozła ofiarnego i stał się nim po tym meczu Michał Helik. Co więcej, osobiście zauważyłem, że nie potrafię oglądać gry Grzegorza Krychowiaka. Występ Szymańskiego zapamiętałem tak – mocne podanie i obijanie nogi przeciwnika, piłka na aucie, dziwne bicie autów, koniec historii. Bramka na 1:0 dla Węgrów kryminał. I tak dalej i tak dalej i przychodzi druga połowa, 53 minuta Szalai i mamy bramkę na 2:0. Wychodzę puścić dymka i wtedy się zaczęło, ale po kolei.

Długo zastanawiałem się jak można by zacząć ten tekst. Przecież po meczu przeczytałeś już wszystkie możliwe artykuły, obejrzałeś/obejrzałaś materiały live, na whatsappach przesłałeś wszystkie możliwe memy z internetu nawiązując do Pana Brzęczka. Przecież Ty wiesz wszystko – spokojnie, to nie ironia, tak po prostu jest i tyczy się to 38 milionów osób w tym kraju. Tacy po prostu jesteśmy. Ale myślę, że powinniśmy wyjść od tych memów.

Gdybym miał porównać dwie połówki z wczorajszego spotkania to z pewnością pierwsza kojarzyłaby mi się z reprezentacją Jerzego Brzęczka. Druga? PRowo się broni przez wynik, mimo że wierzyłeś, że 3 oczka w kiermanie będą luźne jak guma pod biurkiem, którą przykleiłeś 20 lat temu. Można by rzec, trener inny, gra ta sama. No bo jak mam inaczej na to patrzeć jak przy bramce na jeden do zera od Szczęsnego lepiej ustawiają się koledzy na bramkach w centrum. Dostaje kreta po krótkim. Koniec historii. To nie miało prawa wpaść i mówmy to głośno. Ale każdy medal ma dwie strony, do tego podania w ogóle nie powinno dość, a Bednarek wkręcił się jak śrubokręt. Tracić piłkę na 16 metrze przy bramce rywala i stracić bramkę 10 sekund później? No nie. Holowanie piłki przez Krychowiaka kiedyś uważałem za mocnego skilla. Tak też się w to gra. Holujesz, czujesz kontakt, podkładasz się, faul. Mamy piłę. Ale Panie Grzegorzu… Pan kiedyś trafi na takiego arbitra, który nie będzie szukać taryfy ulgowej i patrzeć na to, że jest Pan ostatni i trzyma Pan piłę, rozumie Pan? Wyszło 100 razy, 101 nie wyjdzie, mecz będzie ważny i będzie kapota. Szybciej, szybciej, bo nie mogę na to patrzeć (to tylko i wyłącznie moje zdanie, podkreślam). Środek pomocy? Topornie to idzie naprawdę. Nie istnieje. Pan piłkarz Lewandowski musi cofać się po piłkę do linii obrony i grać na kolegów rozrzuconych w środku pola. Tak oto zapamiętałem pierwszą połowę, w zasadzie mecz do bramki na dwa do jaja.

Ale wiecie co? Za takie spotkania kocha się futbol. Siedząc z kolegami, popijając pianę najlepszej marki oczywiście, leciały komentarze, łacina i mądrości życiowe – wiadomo każdy spec i profesor, znasz to doskonale. Ale padł krótki komentarz: „nudny mecz”, „nic się nie dzieje”, „tragedia”, „nie da się tego oglądać”, „dobra ide jarać”. Tak było. Do 59 minuty spotkania.  Po godzinie starcia węgiersko-polskiego Pan Sousa pokazuje, że ma jaja.

Bądźmy szczerzy, przegrywamy 2:0, Sousa wpuszcza Krzysia Piątka, na murawie mamy 3 napastników. Wchodzi Jóźwiak, schodzą Helik, Moder, Szymański. I teraz niech pierwszy rzuci kamieniem ten, kto nie powiedział przy zmianie Modera najsłynniejszego słowa na świecie na „K” dodając przed nim popularny zaimek używany w pytaniach… „co”. Dziękuję.
Bramek nie będę opisywać bo każdy mecz oglądał, także nie miałoby to sensu, ale tak jak napisałem na twitterze. Panie Sousa Pan żeś magik, dwie zmiany (chodziło o strzelców) dwie minuty i remis.

To teraz sobie pomyśl, że w debiucie przegrywasz 2:0, wsadzasz trzeciego napastnika na murawę, grasz na alibi, nie wychodzi, smarują Cię nie tylko pismaki, ale i każda Twoja sąsiadka, że ten to jednak nie umi. Tutaj all in, Panie Sousa fajnie, szacunek.

Od remisu 2:2 finalnie nic się nie zmieniło bo podzieliliśmy się z naszymi węgierskimi braćmi punktem. Jednak ostateczny wynik na tablicy wzrósł po bramce dla każdej z drużyn. Dla Węgrów w 78 minucie bramkę strzelił Orban. Dla nas najlepszy napastnik na świecie (chociaż nie w tym meczu) Robert Lewandowski – bomba pod poprzeczkę, pięknie.

Wnioski?
Szczęsny w następnym meczu ławka. Helik notuje bardzo słaby debiut, ale papiery na granie na najwyższym poziomie ma (bronię go, to moje zdanie), wszyscy w obronie wystawieni nie na swoich pozycjach, nie wyszedł eksperyment. Jakub Moder nie miał dnia, zdecydowanie… ale zanotowałem parę fajnych piłek do przodu na połowie przeciwnika, jest wizja. Szymański nie wyszedł z szatni, Bednarek też parę baboli zaliczył, z resztą jak większość wczoraj. Krychowiak? Przepraszam mam problem by patrzeć na jego grę, paradoksalnie wypadł solidnie. Jóźwiak? Zajebista zmiana, kibicuję. Piątek? Wiadomo od lat, wielki fan, pamiętaj Krzysiu, że zdrowe ryby płyną pod prąd, twarda bania i zaciśnięte pięści. Po cofnięciu Zielińskiego ten zaczął grać, o to chodzi. Kto tam jeszcze zapadł w pamięci… Zmiana Grosickiego? Dla mnie elektron. Bramka Lewandowskiego? Stadiony świata.

Reasumując liczyliśmy na więcej. Chyba każdy z was. Nie krytykuję tutaj piłkarzy dla zasady by pokazać ich słabość, ale parę ogniw wczoraj po prostu nie wypaliło, nie wyszło z szatni. Nie skreślałbym nowego selekcjonera. To pierwszy mecz, pierwsze 90 minut, eksperyment z ustawieniem, przejścia formacji itd. Ale jeżeli będziemy tak kombinować z Anglikami to też skończy się to trójką z tyłu, ale do kwadratu.

Spodobało mi się, że nowy selekcjoner po meczu nie udawał, że nic się nie stało. Kogo miał skrytykować, skrytykował. Pomeczowa konferencja właśnie od tego jest. Nie udaje, że nic się nie stało, że gra gitara. Szac.

Panie Sousa masz Pan nosa, ale kilka niedociągnięć jest. Wierzę, że będzie już tylko lepiej.

Kategorie
Lifestyle

Być jak Stary Most w Mostarze i pojednać 11 elementów na murawie. Polska – Bośnia i Hercegowina 14/10/2020

Podczas jednego z tripów po europejskich stadionach, a dokładniej podczas kolędy po Bałkanach (docelowo kierunek Macedonia i wbitka na Philip II Arena, mecz UEFA SUPERCUP Real Madryt – Manchester United 09/08/2017) zahaczyliśmy z brygadą o Bośnie i Hercegowinę. Tak, nie ma przypadku w tym, że akurat dzisiaj wychodzi ten felieton i wieczorem, najprawdopodobniej bliżej dziesiątej przypomnisz sobie o tym, co zaraz przeczytasz. Dlaczego i kogo miałby interesować jakiś most i trip po BIH pod wpływem alkoholu, z pustymi już kiermanami (bo było to na powrocie wiadomo) i tak dalej i tak dalej… Kto był ten wie, że widoki piękne jak uśmiech koleżanek z podstawówki z ostatnich ławek, ale w życiu nie chodzi tylko o widoki.

Kategorie
Lifestyle

„Bo do tanga trzeba dwojga, zgodnych ciał i chętnych serc…”

Messi. I na tym mógłbym na dobrą sprawę skończyć. Pamiętajmy, że ludzie dzielą się na dwie grupy. Na tych, którym wiecznie mało oraz na tych, którzy mają swoją drogę i nie będą kolejny dzień z rzędu żywić się papką pismaków, bo nawet jeżeli przeszedłby na Emirates to i tak by prawili całemu światu, że nie. Z przymrużeniem oka oczywiście z tym Arsenalem. Pozwoliłem sobie dać wczoraj na wstrzymanie jeżeli chodzi o Messiego z prostej przyczyny. Każde, ale naprawdę każde medium bombardowało nas we wtorek informacjami odnośnie Argentyńczyka. Na dobrą sprawę nie ma co się dziwić. I chociaż do hiszpańskiego podwórka mi daleko i wcale nie mówię o odległości na mapie, to trzeba to powiedzieć głośno, jest jednym z najlepszych. Ale nawet jak skille masz pro i grasz futbol nie z tej ziemi, to tanga solo nie zatańczysz.

Kategorie
Lifestyle Premier League

Parę słów o „Zapiskach z królestwa”

Więcej wolnego czasu? Aktualnie to naturalne jak dominacja Manchesteru United 20 lat temu. Nawet jeżeli pracujesz zdalnie i wytyczne od szefa są zdecydowanie na podwójnym handicapie, to nie musisz tracić czasu na dojazd czy powrót do domu. Oczywiście to stwierdzenie umowne, bo bardzo dużo zależy od branży, w której się poruszasz.

Kategorie
Lifestyle

„Angielska gra” czyli jak Netflix pomaga liznąć trochę historii, ale też wypełnić lukę w futbolu, który stoi nie tylko na Wyspach.

Masz więcej czasu siedząc na chacie? Żaden problem. Możesz poukładać swoje ulubione t-shirty w szafie, wyczyścić białe podeszwy w swoich gazellach by na stadion wrócić w jeszcze lepszej casualowej formie, oczywiście z kołnierzykiem zapiętym pod samą szyję.